Ze Zbigniewem Grzybem* rozmawia Jacek Dyrlaga
Wszystko ... w pyte
- Od lat zajmuje się Pan godką krakowską (wymawia się krakoska), która
obejmuje także naszą mowę andrychowską. A więc chodzimy na borówki, nie
na czarne jagody; pijemy raczej z flaszki niż butelki. Jakie są jeszcze
inne charakterystyczne zwroty tego naszego dialektu?
- Na drzewku
wieszamy bańki, mija nas auto, na które kukamy, nie jojcymy kiej targa
nam się przyodziewa, kładziemy flizy w łazience, jarzyny i owoce
kupujemy w jarzyniaku a wekę i kajzerkę w piekarni. Lubimy nalewać
chochelką rosół z grysikiem i wcinać kurczę pieczone albo sznycle.
Siadamy na stołku i kosztujemy andruta na przemian z piszingerem,
chrustem, ćwibakiem czy pomadkami. Jesteśmy nieraz źli jak fiks, kiedy
ubierzemy płaszcz, na polu swar a miała być siompa. Na noc przy łóżku
mamy nakastlik. Kiedy z kuzynami idziemy na nogach na grandę do ogrodu u
stryka, to po drodze możemy też trafić na ostrężyny. Agarów ćwiekomy
chabinom po zadku. Słuchamy się, albo nie słuchamy się innych, choć
czasem karniemy się na obwarzanka albo drożdżówkę, które przepijemy
krachlą. Strasznie żałujemy, że już coraz rzadziej można kupić prawego
bila. Jak kaciała zastrugaczką utnie się w palec, to musi go owinąć
lepcem, bo rane ucioro i zacznie mu się jadzić. Prawemu Krakowiakowi lub
Krakowiance, kiedy im się zemrze, to na smentarzu trębacz nie gra
amerykańskiej „Ciszy”, ino swojski „Hejnał Mariacki”. Lekarze w
śpitalach albo ośrodkach chodzą w chałatach a dziecka z cumelkiem w buzi
i kurtkach z kapuzą, żeby nie chyrlały. Z bucem jak pitoli, to się nie
certolimy ino kazujemy mu zdupcać. Sakramencko nie lubimy bajoków,
bajkloków, klarnetów bosych a zwłaszcza złomanych. Nie robimy nic na
sermater, przez to wszystko u nas jest … w pyte.
- Duży jest zasięg terytorialny godki krakowskiej?
- Najogólniej można by rzec, że godka krakoska, to
dialekt, którym posługują się mieszkańcy Krakowa i regionu krakowskiego.
Tam, gdzie ubierają strój krakowski, zwykle posługują się godką.
Krakowiacy dzielą się na Krakowiaków Wschodnich i Krakowiaków
Zachodnich. Krakowiacy zamieszkują nie tylko obecne województwo
małopolskie. Mieszkają również na południowym zachodzie województwa
rzeszowskiego, na południu województwa świętokrzyskiego i na rubieżach
wschodnich województwa śląskiego. Kiedy jednak skupimy się na
Krakowiakach Zachodnich, to na południu graniczą oni z Góralami
Babiogórskimi, Kliszczakami (grupie etnicznej, zamieszkującej obszar
pomiędzy Rabką-Zdrojem, Suchą Beskidzką i Myślenicami, których strój jak
i godka to mieszanka góralsko-krakowska), na południowym wschodzie z
Lachami (rejon Nowego Sącza i okolic), na wschodzie i północnym
wschodzie z Krakowiakami Wschodnimi, na zachodzie zaś ze Ślązakami i
Cieszyniakami. Strój i godka krakowska powszechnie obecna jest także na
Żywiecczyźnie, aż po Białą Krakowską.
- Czy są różnice między godką na przykład w Pana rodzinnej gminie
Iwanowice, a tym co słychać w Andrychowie i okolicy?
- Godka Krakoska, tak jak strój krakowski w pewnych
elementach różni się, w zależności od rejonu występowania. Chociaż
słownictwo, melodyka języka czy wymawianie pewnych głosek jest podobne.
W godce da się słyszeć zarówno „o”, „a”, jak i coś pośredniego pomiędzy
„o” i „a”, mamy „o” akcentowane, które nie jest „ó” np. kł/o/óń – koń),
chociaż tak jest zapisywane, „e” akcentowane, które nie jest „ę”, coś
pośredniego między „e” i „a” oraz „y” nosowe (np. py/ędzi – pędzi).
Godka Krakoska dzieli się również na godkę krakowską miejską i godkę
okołokrakowską. Mieszczuch powie „chodźże tu”, „da/ejże mi”, a
mieszkaniec miejscowości podkrakowskich powie: „pu/odze (chodze) haw”,
„dejze mi”. Ale u jednego i drugiego występuje końcówka „że/ ze” i jeden
drugiego doskonale rozumie. Jeżeli chodzi o powiat wadowicki, to nie ma
zbyt istotnych różnic, chociaż słyszalne są wpływy góralskie i śląskie.
Natomiast Andrychów jest specyficznym przypadkiem, podobnie jak Nowa
Huta w Krakowie. Kiedyś duże fabryki potrzebowały pracowników, więc w
Andrychowie osiedliło się wiele osób z innych części kraju i regionu. Co
oczywiście przełożyło się na specyficzny język. Ale w Andrychowie i
gminie Andrychów, kiedy używam wyrażeń z „godki”, to nie budzi to
większego zdziwienia, bo większość tych wyrażeń jest znana i
akceptowana. Kiedy w 1992 roku przyszedłem za żoną do Roczyn i od razu
usłyszałem znajome „słuchojże” lub „słuchojże sie”, to już wiedziałem,
że jestem wśród swoich.
- Podobno przydała się Panu znajomość naszego „krakoskiego” dialektu za
granicą?
- Nie tylko. Literacki język polski jest co prawda
językiem słowiańskim, ale językiem specyficznym. Ukształtował się mniej
więcej w XV-XVI wieku. W głównej mierze oparty jest o gwarę mazowiecką z
dużymi naleciałościami (ok. 40%) języka łacińskiego, które przedostały
się z liturgii w rycie rzymskim. Natomiast godka krakoska ma w głównej
mierze starosłowiańskie podkłady leksykalne, co, chociażby ze względu na
jeszcze występujący w godce iloczas (np. idzeeee, chodzeee, baaajok,
itp.) upodabnia ją do gwar słowackich i czeskich. Nasz dialekt nie jest
„zepsutym” literackim językiem polskim. Jest od niego wcześniejszy.
Trwał i rozwijał się obok niego. Od literackiego języka polskiego
odróżnia go nie tylko wymowa, akcent i melodia, ale i kilka tysięcy słów
o innym znaczeniu lub wręcz nieznanych w literackiej polszczyźnie. Śmiem
twierdzić, że tych „innych” słów jest w godce krakoski więcej niż w
gwarach śląskich. Niektórzy badacze twierdzą, że gdyby w 1595 roku Zamku
Królewskiego na Wawelu nie strawił pożar i król Zygmunt III Waza nie
podjął decyzji o przeniesieniu stolicy z Krakowa do Warszawy, to pewnie
dzisiejszy literacki polski byłby podobny do naszej Godki. Ponieważ, jak
już wcześniej mówiłem, w godce występuje wiele słów starosłowiańskich,
podobnie jak w językach innych Słowian, więc z porozumieniem nie ma
większych problemów. Być może ze względu na niegdysiejsze bycie
Krakowiaków we wspólnym państwie, wiele słów jest podobnych do języków
Czechów i Słowaków, np. „chytro” w znaczeniu „szybko” czy „sława” w
znaczeniu „chwała”, chociaż na niektórych językowych, fałszywych
przyjaciół (zdradliwe słowa) trzeba uważać. W godce występuje np. słowo
„kuca”, które oznacza przybudówkę, szopę, niestarannie sklecony domek
lub budynek gospodarczy, ale już w Chorwacji „kuća” oznacza dom. Więc
niektórzy Krakowiacy mogą być zdziwieni, kiedy na kościele w Chorwacji
zobaczą napis: „To je kuća Božja”. Będą zdziwieni, ale zrozumieją.
- Popularyzował Pan godkę krakowską w telewizji, jest Pan pomysłodawcą
festiwalu poświęconemu temu dialektowi. Dlaczego warto podtrzymywać
jeszcze taką mowę? To nie jest – jak to mówią młodzi – jakiś obciach?
- Los rzucał i rzuca mnie w różne regiony Polski i
do krajów innych narodów. Gdzie bym jednak nie był, zawsze kojarzono
mnie z Krakowem. Zwłaszcza w różnych częściach naszego Kraju, po kilku
wypowiedzianych przeze mnie zdaniach, od razu mówiono, że jestem
Krakowiakiem lub Lajkonikiem. Sam wiedziałem, że krakowskiego akcentu,
krakowskiej melodii języka, krakowskich słów, wyrażeń i zwrotów już się
nie pozbędę. Zresztą – pomyślałem sobie – dlaczego mam się ich pozbywać.
Przecież mój ród się wiedzie od pokoleń „łod Krakowa” (dotarłem do
dokumentów z 1684 roku, w których są wymienieni moi przodkowie z Naramy,
z której się wywodzę), jestem z tego dumny, więc tym bardziej częściej,
świadomie i z rozmysłem zacząłem w rozmowach wtrącać krakowianizmy.
Zacząłem też gromadzić, czyli mówiąc po krakowsku, „ścióbiać” wszystkie
słowa i wyrażenia „nasy godki”. I tak zaczął powstawać „Słownik Godki
Krakoski”. Później z wieloma zacnymi ludźmi zaczęliśmy organizować
Festiwale Godki Krakowskiej. Do tej pory odbyło się już 8 takich
festiwali. Parę razy laureatami Festiwalu byli reprezentanci pow.
wadowickiego np. z gminy Kalwaria Zebrzydowska. Nie ukrywam, że dużą
inspiracją były dla mnie „Stoły” Wielkanocne i Wigilijne organizowane
przez Stowarzyszenie Gospodyń Wiejskich z Andrychowa. Warto też
podkreślić, że w pierwszym festiwalu uczestniczyła reprezentacja
Stowarzyszenia Gospodyń Wiejskich z Andrychowa, a p. Czesława Wojewodzic
była wspaniałym konferansjerem Festiwalu. Ten pierwszy festiwal będziemy
chyba wspominać bardzo długo. Lało wtedy jak z cebra i ludzie brodzili w
błocie. Ale jak to mówią: pierwsze koty za płoty. Dwadzieścia lat temu,
kiedy zaczynałem prace nad „ocaleniem od zapomnienia godki”, były trudne
czasy transformacji. Mało ludzi „miało głowę”, aby kultywować krakowską
tradycję. Zanikały Koła Gospodyń Wiejskich i Zespoły Śpiewacze. Zanikała
tradycja wystawiania banderii konnych Kosynierów, które uświetniały
ważne uroczystości, zwłaszcza religijne. Z biegiem lat, Krakowiacy
przestawali chlubić się tym, że są Krakowiakami, noszą strój krakowski i
posługują się mową krakowską. Skoro starsi przestali, więc i młodzi nie
garnęli się do kultywowania tradycji, bo nie miał im tego kto wszczepiać
i nauczać. Doszło do tego, że publiczne założenie stroju krakowskiego i
odezwanie się gwarą, zwłaszcza przez młodych ludzi, stało się
„obciachem” i powodem do drwin przez innych. Do tego wcześniej swoje
trzy grosze dołożyła również PRL-owska szkoła, która tępiła „godanie”.
Mimo tego, dzięki wspaniałym ludziom, dobrodziejom, wolontariuszom,
organizacjom i instytucjom odbywały się i odbywają Festiwale Godki. Na
początku był problem z wykonawcami, skąd inąd świetnymi ludźmi, bardzo
dobrze władającymi „godką”, którzy jednak wstydzili się, aby występować
na scenie, bo „co ludzie powiedzo, ze jo godom, jesce na scynie, przecie
to obciach”. Trzeba było rozmów i przekonywań, że to absolutnie nie jest
żaden „obciach”, ale powód do dumy, że się kultywuje tradycje przodków.
W efekcie tych działań, kiedy ludzie zobaczyli, że jest bardzo dużo
podobnych do nich pasjonatów, nie dość, że zaczęły reaktywować się KGW i
zespoły śpiewacze, to powstawały i powstają nowe. Cieszę się, że
wsparcia KGW udziela Ministerstwo Rolnictwa, bo przecież sam parę razy
rozmawiałem o tym jeszcze z min. Krzysztofem Jurgielem, a także z
posłami i senatorami oraz wielu innymi ważnymi ludźmi z centrali,
województwa i powiatów. Cieszy mnie też, że przed Grób Pański w
niektórych kościołach powrócili Kosynierzy z kosami na sztorc kutymi. Tu
i owdzie odtwarzają się konne banderie Krakusów. Posługiwanie się
krakowską „godką” nie tylko na scenie, ale również na co dzień, nie jest
już powodem do wstydu. Coraz więcej młodzieży zaczyna się interesować
mową swoich dziadków, co widać nie tylko podczas głównego Festiwalu, ale
też po odbywających się lokalnych Festiwalach Godki z dużą liczbą
młodych i najmłodszych ich uczestników. O jakiegoś czasu powstają
reportaże telewizyjne i radiowe a także można było zobaczyć
fabularyzowany dokument „Rzeczo godce krakowskiej” wyświetlony
już parę razy na antenie ogólnopolskiej TVP, pod reżyserią p. Moniki
Meleń, w którym miałem zaszczyt być jedną z głównych postaci. Sporo
miejsca Festiwalowi i godce poświęca Telewizja Polska, Radio Kraków,
„Dziennik Polski”, inne tytuły prasowe, np. dwa lata temu „Małopolska
Kronika Beskidzka”. Powstaje coraz więcej prac naukowych, a przy
współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim organizowane są warsztaty i
spotkania w szkołach, centrach kultury, UJ i bibliotekach poświęcone
godce. Jakiś czas temu miałem również przyjemność być zaproszonym i
gościć w andrychowskiej Miejskiej Bibliotece Publicznej na spotkaniu z
seniorkami Gminy Andrychów, poświęconemu właśnie naszej Godce.
- Słyszałem, że pisze Pan scenariusze do sztuk w godce krakowskiej?
- Przez ostatnie kilka lat napisałem godką krakoską
wiele przedstawień, opowiadań, gawęd, i skeczów. Napisałem i odtworzyłem
kilka pastorałek i piosenek krakoskich, które wydawało się, że są już
zapomniane. Spodobały się na tyle, że poproszono mnie, abym przeniósł je
na scenę. Co też się dzieje. Amatorskie grupy teatralne występują z nimi
w Centrach Kultury, na festynach, dożynkach i różnego rodzaju Świętach
lokalnych. Wszędzie te występy były nagradzane rzęsistymi brawami i
pochlebnymi opiniami. Można by rzec, że teraz „godanie po krakosku”
stało się modne. Jestem z tego niezwykle zadowolony, bo to znaczy, że
moja praca społeczna nie poszła na marne, ale zaczyna przynosić dobre
owoce! Chociaż … intensyfikacja pracy na niwie kultury i godki
krakowskiej, ma też dla mnie swoją cenę. Mimo odpowiedniej wiedzy i
kompetencji zrezygnowałem z wielu atrakcyjnych zawodowo i finansowo
propozycji...
- Powstaje też publikacja Pana autorstwa. Co to takiego będzie?
- Napisałem już godką i o godce tyle materiału, że
objętościowo, łącznie ze słownikiem liczącym parę tysięcy słówek
krakowskich, spokojnie wystarczy na dobrą książkę. Co prawda publikuję
teksty na stronie internetowej, ale nie wszyscy, zwłaszcza wiele osób w
starszym wieku, na tyle sprawnie posługują się komputerem, aby korzystać
z netu. Poza tym, powstaje coraz więcej różnego rodzaju prac i opracowań
naukowych dotyczących dialektu krakowskiego i ludzie nauki, którzy tym
się zajmują, proszą aby wydać moje prace w formie papierowej, ponieważ
publikacje internetowe są dla nich niezwykle cenne, ale nie zawsze
odpowiadają normom źródeł do zacytowania w pracach naukowych. Zatem mam
przygotowany już konspekt i pierwszy rys publikacji pod tytułem „Abomy
to jacy tacy”. Ale to idzie dość ślamazarnie. Pracuję zawodowo, a
działania związane z godką krakowską są jedynie moim hobbies, poza
godzinami pracy. Kiedy na weekend przyjadę do Roczyn, więc te chwile
trzeba poświęcić rodzinie, więc dla Godki pozostają jedynie wieczory.
Chociaż i tak podziwiam moją żonę za wyrozumiałość, że pozwala mi
poświęcać czas i … wspólną kasę na propagowanie tradycji, kultury,
obyczaju i godki krakoski. W ostatnich miesiącach, z tych powodów a
także problemów z mobilnością ograniczyłem swój udział w warsztatach,
konferencjach i spotkaniach.
- Gdyby ktoś
chciał coś więcej dowiedzieć się o naszym dialekcie, to gdzie ma szukać?
Prowadzi Pan stronę internetową...
- Większość
materiałów poświęconych krakowskiemu dialektowi (artykuły, materiały
filmowe, w tym zapisy festiwali, warsztatów, itp.), odnośniki do
materiałów telewizyjnych, radiowych i prasowych, a także ciągle
uzupełniany słownik godki krakoski publikuję w necie pod adresem:
www.wislon.tv a także na fejsie pod adresem: www.facebook.com/Wislon.tv.
Serdecznie zapraszam.
- Na koniec proszę o jeszcze kilka zdań wypowiedzianych w godce
krakowskiej.
- Proszę bardzo! Toli panie pån słuchåj sie co ci
rzykne ô reckaħ. Kiej wiēcie recki jamy ceckåj grzebio. Nåjlepi widzo im
się ħabyrdzie. Pewnie im ħań pasuje, bo ħērdzi ôd dåwna nik nie ruså, a
jedzēnie na zime majă, bo akurantnie brõzek jes zaś nieôpodål. No to
wróciółek sie duchēm do ħałpy po kžynke, te co to zem na gacka
zmajstrówoł. Spõściółek cucka i pôlecieli my do jam. Cucek nåcon kôpać w
jenny jamie, a jå nådkrył drugi sudół kžynkom z zåpadkom. I skryłek sie
za buštynēm. Nåjsåmpiērw wyplós sie z jamy jedēn, potēm drugi i smygnēły
w ħabērdzie. Dyć jedēn był går gŭpi, i sie złapåł. Uwiăzåłek cucka i sie
wróciłek sie do dõmu. Ï … darmo gådać. Måm gnompa, bo strašny z niego
gnôjåž. Wziăek go do ħåłpy, ale õn strašnie był nielusy. Ħēba ôd straħu.
Piscåł i piscåł kiej maluśkie dzidziusio. Wziăek go do siebie, połozyłem
przed komputērēm, kciåłek mu põkåzać drugie recki, to mi sie gizd
sfajdåł na klawiature. Ôciec kiej to uźråzł to strašnie na mnie ħarusiół.
Nasi dziadek kåzåł mi go pŭścić na pôle, bo dziki recek w ħałpie prēntko
sie nie ôħrostå i môze mi kôjfnăć. Ale ôbiecåł, ze kiej go pŭsce, to mi
kupi ôswojonēgo recka syryjskiēgo! Nie będę tłumaczył tego tekstu bo mam
nadzieję, że może ktoś z PT Czytelników Nowin spróbuje go przetłumaczyć
i przesłać to tłumaczenie na adres redakcji NA! Może być fajna i
pożyteczna zabawa.
|