🤣 A ïdze, ïdze baajoku ... 😆
czyli
Šczēry uśmiēch po krakosku
Opisałeś dokładnie hiszpańskiemu grafikowi jak wygląda strój krakowski. Oto jak sobie go zwizualizował ...🤣🤣🤣
Na grafice dialogi zapisane alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam dialog zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
- PłOźryej ino, co za sz'turmok! - Hto? - A toli hań ta kaciała co zajstruje przy sz'tychtówce!
W gådce krakoski są idiomy i wyrażenia, które pierwszy raz słyszane dziwnie brzmią w uszach osoby nie znającej dialektu. Znaczą zupełnie coś innego, niż tej osobie wydawać by się mogło. Takim idiomem krakowskim jest "mieć kogo w zåcy" (mieć kogoś w zo(a)cy). Dokładnie oznacza on, że tę osobę szanujemy, mamy ją w poszanowaniu i uważaniu.
Określenie to jest także zapisane w także w tetmajerowskim "Słowniku bronowskim" z 1907 roku. Występuje również w Godce Ślùnski.
Dlatego też, "kiej ôna jez za niēm, a ôn za niø, to trza rzēc brewitnie, ze ôni sie majø ku sobie"; ("kiej łona jez za niym, a łon za nio/m, to cza rzyc brewitnie łoni się majo/m ku sobie”.
Więc brewitnie (krótko, stanowczo, dobitnie) ten młody dżentelmen mówi - po krakowsku - do swojej towarzyszki (pisane alfabetem języka literackiego, wymowa tylko przybliżona): „Wiys co, brewitnie Ci rzykne, tak po krakosku: Jezdem za tłobo/m i w zocy Cie mom!"
Na grafice dialogi zapisane alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam dialog zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
- Ciupniemy se w zychcyka?
- Ady nie grom juz w karty!
- A co? Pore cioków ci zol?
- Eeee, nie! Ino kiej mi idzie to mój macykura zabiyra mi grosiynta, a kiej przegrom, to jojcy zem przeturmaniyła. To i darmo grać?
Ze zrozumieniem tego mema nie powinno być problemu. Tylko jedno słowo zawiera literę z krakowskiego alfabetu: - A cóześ tak nakupówała. Weselicho jakie rychtujes? - Ady nie!!!! Ino mój stary staśnie zyrny!
Na grafice dialogi zapisane alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam dialog zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
- Bez co somsiod tag wcora na swojo/m forykówoł? - Bo nie kciała łOdkozać kaj przeturmaniyła cołko jygo wypłate. - A teroz cego znoł harusii?
- Toli w kóńcu łOdkozała! 😆
Na grafice dialogi zapisane alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam dialog zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
- Dziołcha mi sie widzi. Brołbym jo/m, bo robotno jest i przyjymno ...dyć... jakosik sie wahom.
- i prymno jak fiks. A przy hulaniu? ... hej! ... niesie sie jak frucka! I wiydz se, ze lepsijsy nikaj nie nondzies.
Rozmowa autentyczna, której byłem świadkiem. Przytoczyłem ją m.in dlatego, że w skrócie Ezcete wybrzmiewa krakowska maniera nadawania spółgłoskom bezdźwięcznym cech dźwięczności w tym przypadku zamiany głoski "S" na "Z", (SCT mówione jako ezcete). Na grafice dialogi zapisane alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam dialog zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
"- Dosło cie juz, ze Rada kciała pomiynjić nazwe nasygo miasta?
- Krakowa? Dzindzioły pitolïs! Na jakie?
- Na Ezcete Kraków! Ïno za piyrszo/m razo/m jim cafli!
- Ezcete? A cóze to za źwiyrz?
- W cołkich granicach miasta Strefa Cystego Transportu Kraków!"
Na grafice dialogi zapisane alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam dialog zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
Wiys, tak se z tobo/m siedze, rachuje i ... idzie mi na to, ze juz 20 roków co powiym to zowdy poprawios!
- A mnie sie widzi, ze jus łOko styknie.
Na grafice dialogi zapisane alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam dialog zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
Wiys co chłopie! Tak zem sie zadumała, łOd cego straśnie przybyw(ao)m coroz wiyncy. Az zek przeczytała na samponie, ze robi pusyste. I co teraz?
- To łOkomp sie kobiyto w Ludwiku, bo na niym piso/m, ze tuste rozpuści na amynt!
Na grafice dialogi zapisane alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam dialog zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
"- Dziyys! Ha,ha,ha! Ino waguj sie, bło ci sie maciek zaklonknie, a kilów i tak nie bedzie mni!
- Aś babo piekurot dopolony. Dejze zyć! A dyć jako mom łObocyć wiela jez na wodze!"
Na grafice myśl zapisana alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam tekst zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
A łOn chyrlo cy chyrto*? Mom gnompa, bo sama jus nie wiym.
*Chyrtać mogła też gospodyni piorąc na tarce w balii lub nad rzeką.
Na grafice dialogi zapisane alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam dialog zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
- Płozryj ino na te przyłodziywe, przeturmaniłam com miała, ni mi się jedyn ciok nie łOstoł. - łOj tam, łOj tam, jo zaś wsz’yśko na borg wziyna! Moja skucybiyda duchym wyrówno..
Na grafice myśl zapisana alfabetem krakowskim, a tutaj ten sam tekst zapisany jest alfabetem języka literackiego. Wymowa oczywiscie przyblizona. A po słowka? Ano, zapraszamy do słownika:
Krakosko fujara!
"Puść miozgra, puść miozgra, bo cie rzuce pod płot,
Podzióbie cie corno kura, malowany kokot!".
Nie bez kozery przypomniałem teraz akurat ten wierszyk. Wiąże się on z krakoską kulturą i tradycją jak najbardziej.
Otóż, kiedy drzewa zaczęły się zielenić, zwłaszcza wierzby i łozy, był dla nas sygnał, że można zabrać się za robienie gwizdków i fujarek. Ale chyba trochę innych (inaczej robionych), niż w pozostałych regionach Polski.
O ile, z tego co się dowiedziałem, w innych regionach, aby zdobyć surowiec do wyrobu fujarki, należało z kory wierzbowej, nacinając ją spiralnie, uzyskać kilkucentymetrowy pas świeżej kory, który następnie zwijało się sztywno w stożkową tubę. Z jednej strony tuba miała otwór o średnicy do 1 cm, natomiast z drugiej strony średnica wynosiła od kilku do kilkunastu cenymetrów. Do tego mniejszego otworu wkładało się specjalnie w tym celu przygotowany ustnik. I instrument wydał dźwięk.
U nas pod Krakowem też robiło się gwizdki i fujarki, ale trochę inaczej. Też z kory świeżej gałęzi wierzby lub łozy, najlepiej pozbawionej bocznych gałązek. Lecz aby zrobić gwizdek, należało uciąć kilkunastocentymetrowy kawałek gałęzi o średnicy 1-1,5 cm. Następnie nacinało się szczelinę, przez którą będzie mógł przepłynąć jeden ze strumieni powstających w komorze rezonacyjnej. Natomiast drugi wibrujący strumień przepłynie przez prostą rurkę.
Następnie formuje się ustnik i przechodzi do o wiele trudniejszego zadania. Należ doprowadzić do takiej sytuacji, aby ten kilkucentymetrowy kawałek kory zdjąć z wierzbiny w całości i nie uszkodzony. A to nie była taka prosta sprawa.
W tym celu należało znaleźć sobie wygodne siedzisko, naciąć korę wokół gałązki o długości planowanego gwizdka, a następnie położyć na udzie i delikatnie obijać trzonkiem scyzoryka (który każdy z na miał, bo grywaliśmy w noże) do momentu, aż obita, płynna jeszcze miazga (miåzdra) popuści na tyle, aby delikatnie okręcając obitą korę udało się ją ściągnąć z patyka. Jeżeli gałązka była odpowiednio dobrana, to trwało to kilka minut, a jeżeli miazga już trochę podeschła, to niestety obijanie trwało dłużej.
Teraz domyślacie się zapewne skąd się wziął ten wierszyk. Otóż, kiedy siedziało się i na miękkim ciele uda obijało delikatnie korę, trzeba było mówić do miazgi : „Puść miåzgra, puść miåzgra, bo cie rzuce pod płot, podzióbie cie czårnå kura, malowany kokot!”. Podobno pomagało!
Kiedy już udało się ściągnąć korę, to z kijka na którym wcześniej ta kora była odcinało się odpowiednio uformowany nożem ustnik, który potem wkładało do rurki z kory. Gwizdek był gotów. Na gwizdku tym można było uzyskać różne tony, poprzez odpowiednie zatykanie palcem jego otworu wylotowego.
Podobnie wykonywało się naszą fujarkę, czyli domowej roboty flet prosty, który - jak wiadomo - wywodzi się z fujarki. Z tym, że aby wykonać taką fujarkę, trzeba było o wiele więcej zabiegów.
Po pierwsze, trzeba było znaleźć odpowiednią długą (ok.30cm) gałązkę wierzbiny bądź łozy bez bocznych odrostów.
Po drugie, oprócz szczeliny należało naciąć również siedem okrągłych otworów na górze, w odpowiedniej odległości od siebie i jeden otwór pod spodem, też w odpowiedniej odległości od ustnika.
Po trzecie, odciętą na odpowiedniej długości korę należało, powtarzając wierszyk w kółko, obijać na udzie tak długo, aż będzie można zdjąć korę delikatnie ją okręcając wokół patyka.
A na koniec, podobnie jak przy gwizdku trzeba było dociąć uformowany wcześniej ustnik, włożyć w przeznaczone dla niego miejsce i zacząć wydawać dźwięki.
Niektórzy poprzez docinanie i wkładanie do wylotu fujarki korka z odpowiednią „z dziurką”, uzyskiwali pasujący im dźwięk podstawowy.
I tak, przy poznaniu tego prostego instrumentu, można było spróbować zagrać jakąś melodię.
Zresztą z literatury wiadomo, że pastuszkowie, lub pasterze na polach często grali na fujarkach dla zabicia czasu. Również mocno wibrujący głos gwizdków i fujarek działał mocno odstraszająco na drapieżniki czyhające na stada. Często też gwizdki i fujarki służyły do komunikacji między pasterzami poszczególnych stad w okolicy.
Ot, taka sobie historyjka.
Zbigniew S. Grzyb
Więcej informacji na temat wykonywanych gdzie indziej tzw. fujarek kręconych, można znaleźć pod tym linkiem. https://mwmskansen.pl/fujarki-wierzbowe/
Chrust lub chruściki, to nasza tradycyjna nazwa na tę potrawę i to od setek lat. Wzięła się od specyficznego dźwięku wydawanego przy jej jedzeniu (chrups, chrust). Dlatego z takich samych dźwiękonaśladowczych powodów chrustem nazywamy uschłe gałązki, ponieważ przy łamaniu wydają podobny dźwięk.
W Centralnej Polsce, a szczególnie w stolicy, staropolska nazwa chrust, chruściki została zastąpiona przez nazwę faworki, czyli z francuskiego "faveur", oznaczającego wąską wstążeczkę. Szczególnie zaś wstążkę zawiązaną w kokardkę. Taką kokardkę kawaler otrzymywał od damy swojego serca. Świadczyła ona o przychylności tej damy dla obdarowanego, (por. francuskie faveur „życzliwość’, „przychylność”, „wstążka”, „kokardka”), którą nosił ją w widocznym miejscu.
W Krakowie zaś i jego okolicach „faworek” jest to czerwona wstążka wiązana przy koszuli na szyi Krakowiaka. Zatem trudno było jakoś wyobrazić sobie Krakowiakowi, że nosi chrust pod szyją! 😉 Nie dziwota zatem, że "warsiaska" "faworka" nie zastapiła "chrustu", chociaż ciągle próbuje i ... zapewne nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa! 😆
Starsi mieszkańcy Ziemi Krakowskiej twierdzą, że prawdziwy krakowski chrust musi chrzęścić w zębach. A takie smażone ciasto w formie wstążki, co to w zębach nie chrzęści, to może faktycznie lepiej nazywać faworkiem, aby nie postponować prawdziwego chrustu.
MATKI BOSKIEJ ROZTWORNEJ CZYLI ZWIASTOWANIE PAŃSKIE
Modlitwa Anioł Pański i dźwięk dzwonów przypominają święto Zwiastowania Pańskiego, w polskiej tradycji ludowej nazywanego bardzo różnie; świętem Matki Boskiej Roztwornej. Czyli Matki, która otwiera i budzi ziemię na przyjęcie nowego ziarna; Matki Boskiej Zagrzewnej, która ogrzewa ziemię i nakazuje słońcu by świeciło dłużej i mocniej; Matki Boskiej Kwietnej lub Ożywiającej, a czasem nawet Matki Boskiej Strumiennej – bo od tego dnia puszczają lody, z wiosną ruszają strumienie i rzeki , budzi się w nich życie.
Na święto Matki Boskiej Zagrzewnej zwykle też, z ciepłych krajów, wracają bociany, oczekiwane zwiastuny wiosny i powracającego życia, symbole szczęścia i płodności, lubiane i pożyteczne, oczyszczające przecież pola z robaków, drobnych płazów i gadów. Przylatujące ptaki wypatrywano w każdej miejscowości i starano się je zachęcić do pozostania. W tym celu na dachach domów, wysokich drzewach, stodołach, zakładano np. stare koła od wozu i wkładano tam prócz słomy i patyków często także różne błyskotki. W święto Matki Boskiej Roztwornej gospodynie wypiekały tego dnia nawet specjalne ciasto o kształcie boconich łap.
zob: https://www.bajkowyzakatek.eu/2019/03/bociany-i-busowe-apy.html
Gdy ktoś wie, to może zagłosować pod linkiem: =>> TUTAJ/
A Was często "frycówali"?
Co tu darmo godać, przecie tu stoi jak byk napisane!
Jako Krakowiacy od tego powinniśmy chyba zacząć. Prawda? 🤔